czwartek, 22 maja 2014

Krótka refleksja o domowym kurzeniu

Gwoli wstępu: krzywdzące jest bardzo (przynajmniej dla mnie) przypisywanie kobietom wspaniałej umiejętności prowadzenia domu, potocznie zwane domowym kurzeniem. Ileż to się nasłuchałam jak to my - jedyne, niepowtarzalne, mitologiczne wręcz postaci ratujemy przed klęską naszych silnych, polujących na dziką zwierzynę mężczyzn, którzy to palcem kiwnąć nie potrafią bo ich wszelkie siły opuszczają na progu własnego mieszkania. Nie wnikam, każdy ma swój własny system i pewnie gdzieniegdzie to się nawet sprawdza - niestety moja mama nie będzie ze mnie dumna. Cóż ja mam, biedna, począć, kiedy ja się do tego nie nadaję?

Problemu właściwie nie było, dopóki mieszkało się we dwoje. Tu ktoś posprzątał, tam ktoś ugotował i jakoś się żyło. Trochę chaotycznie zaczęło się robić kiedy na świat przyszedł kierownik zamieszania. Nie ukrywam, że do perfekcyjnej pani domu to mi daleko; nie chodzi o to, że źle gotuję (podobno nie) czy że mam dwie lewe ręce (co do tego mam wątpliwości). Po prostu jakoś tak lubię przyjmować to, co mi Pan z Nieba zsyła. Skoro we wtorek Syn mój zwany Bubusiem postanawia spać do 9.30, to ani śmiem mu przeszkadzać i śpię razem z nim. Skoro w środę Pan zsyła słoneczko i 27 stopni to pakujemy z Bubim nasz cygański tabor a w nim wszystko, co niezbędne do egzystencji poza domem i trzaskamy drzwiami wyjściowymi, aż się kurzy. No niby mogłabym ten tabor spakować komuś bliskiemu i wręczyć na kilka godzin, np. takiej babci czy prababci. Ale skąd ja to wiem, że nawet jeśli z założenia tak miałoby być, to i tak spakowałabym tam samą siebie, żeby w parku wyskoczyć z radosnym "TADAM!"? Nie wiem, czy każda kobieta rodzi się gospodynią idealną a ze mną jest coś nie tak, czy po prostu system, który sprawdzał się wśród panów z maczugami ciągnącymi swe wybranki za włosy do jaskini, jakoś teraz przestał działać. W każdym razie nikt nie przekona mnie, że my mamy dostałyśmy urlop macierzyński po to, aby w czterech ścianach na kolanach froterować podłogi, a nasze mamy i babcie w tym czasie wychowują nasze pociechy (bo znają się na tym jak nikt inny). Widać dziwne czasy nastały, bo ja jednak wolę wykorzystać dany mi czas jak najlepiej; za chwilę moje dziecko dorośnie i już nie będzie się śmiało jak szalone przy buziakach ani nie będzie chciało chodzić ze mną za rękę.

A sterta prania rośnie :)